Jako, że Martucha nasza zapowiedziała się na obiadku to musiało być INDIAŃSKO (Indyjsko znaczy). Kurczak tandoori zagościł w miseczkach.
Ale to nie wszystko! W warzywniaku mnie poniosło gdy zobaczyłam piękne, dorodne, błyszczące i smakowicie wyglądające TRUSKAWKI! I muszę przyznać, że jak na nie polskie i nie wczesno wakacyjne, to były na prawdę smaczne. Ale deser musiałam udziwnić- wynika to z mojej tendencji do utrudniania sobie życia.. Miałam wizję aby truskaweczki były zatopione w kształtnej galaretce... i tu właśnie mamy motyw krawiecki. Otóż do tego celu przewlekłam igłą, tuż pod szypułką niteczkę, która później utrzymywała mi truskawkę po środku szklanki:D
A przygotowania wyglądały mniej więcej tak:
A oto efekt prawie końcowy... Ostateczna wersja pokryta była "drzyzdem" pysznej domowej bitej śmietany, ale niestety z łakomstwa nie udało się zrobić zdjęcia :)
Mimo zimy za oknem poczuliśmy iście wiosenny klimat!! Zresztą uważam, że nie ma to jak truskawki zimą i grzaniec latem ;)
Jak ja Was następnym razem odwiedzę też poproszę truskawkę :) MNIAM
OdpowiedzUsuń